wtorek, 4 czerwca 2019

10. Zakochani kretyni


            Pierwszym co poczuła, był mocny zapach kawy unoszący się w pomieszczeniu. Jeszcze przez chwilę nie otwierała oczu, leżała zakopana pod ciepłą kołdrą, słuchając rytmicznego stukania palców o klawiaturę i szumu wiatru za oknem.
            Wreszcie przeciągnęła się, otworzyła oczy i odnalazła wzrokiem mężczyznę, który popijając kawę, najwyraźniej rozpoczął już pracę.
            Sasuke przez chwilę nie zwracał uwagi na Sakurę, najwyraźniej kończąc zaczętą czynność, po czym podniósł głowę i ich oczy się spotkały. Wargi mężczyzny uniosły się w lekkim uśmiechu, zdecydowanie przyspieszając bicie jej serca. Kiedy on wyglądał jak młody bóg, ubrany w czarne spodnie i czarną rozpiętą koszulę, ona zdała sobie sprawę z tego, że na policzku ma ciągle wilgotną stróżkę śliny. Pasowali do siebie jak pięść do nosa, nawet trochę rozumiała Mikoto, kiedy ta uznała ją za niegodną swojego potomka.
- Jesteś piękna. - mężczyzna zdawał się czytać jej w myślach. - Twoja mina mówi wszystko.- roześmiał się cicho, widząc jej zaskoczone spojrzenie.
- Dawno wstałeś?
- Na tyle dawno, żeby pojechać do rodziców po ich zeznania. Właśnie kończę je zabezpieczać.
            Sakura zmarszczyła brwi i żeby nie wszczynać kłótni, wyskoczyła z łóżka, nago maszerując do łazienki. Wzięła chłodny prysznic, wytarła się porządnie i owinięta w ręcznik myła zęby, kiedy pojawił się w drzwiach.
- Rozumiem, że jesteś na mnie zła?
            Wypluła z ust resztę pasty, przepłukała je i dopiero wtedy wyprostowana podparła się pod boki.
- A nie powinnam być ? Pojechałeś po zeznania sam!
- Sakura... Gdybyśmy pojechali tam razem, emocje znów mogłyby wziąć nad wami górę i wszystko potrwałoby dłużej.
            Zmarszczyła brwi, wydymając wargi, po czym wymierzyła w mężczyznę szczoteczką do zębów z oskarżycielskim wyrazem twarzy.
- Mogłeś mi, chociaż powiedzieć co zamierzasz!
            Sasuke wyjął szczoteczkę z jej dłoni, wrzucił do zlewu, po czym pocałował rozsierdzoną dziewczynę w czoło.
- Po pierwsze, nie mierz we mnie szczoteczką, w twoich rękach może to być, śmiercionośne narzędzie. Po drugie, spałaś tak głęboko, że nie miałem serca cię budzić. A po trzecie, jak pasta spływa ci po brodzie, nie jesteś tak przerażająca, jak chcesz być.
- Zemsta, spadnie na ciebie znienacka. - syknęła na wpół rozbawiona, wymijając go w przejściu.
            Nie zdążyła jednak dojść daleko, kiedy ręka mężczyzny zacisnęła jej się na ramieniu, zatrzymując ją w miejscu. Delikatny pocałunek w kark i oplatające jej chłodne po prysznicu ciało ręce, sprawiły, że poczuła, jak ciepło zalewa ją od środka.
- Zemsta mówisz ? - mruknął przekornie, owiewając ciepłym oddechem jej kark.
- Mhm... Straszna zemsta, która... oh!
            Sasuke szybkim ruchem złapał ją na ręce, jakby ważyła tyle, co piórko. Chichocząc niczym mała dziewczynka, pozwoliła mu zanieść się znów do łóżka, gdzie rozgorączkowana przez jego dłonie i usta, znów zapomniała o wrogim świecie.
            Była to jedna z tych chwil, spędzonych z Sasuke, które potem wspominała przez lata.

*

            Sarada wyglądała już zdecydowanie lepiej, choć Sakura doskonale wiedziała, że tylko ciało leczyło się tak szybko. Buzię miała już bardziej rumianą i zniknęły niezdrowe odcienie skóry, jednak rany powstałe na psychice będą ją boleć jeszcze długie lata. Jej własne do tej pory pozostawały otwarte, choć przez długi czas starała się to wypierać.
- Fuwafuwa był dziś niegrzeczny. - powiedziała do Sakury, wyciągając przed siebie miśka.
- Ojej. A powiedział czemu ?
            Sarada wykrzywiła małe usteczka, po czym przyciągnęła do siebie maskotkę i mocno ją przytuliła.
- Bo nie chciał zastrzyku.
            W gardle Sakury urosła ogromna gula. Przesiadła się z krzesła na łóżko dziewczynki, żeby być odrobinę bliżej.
- To nie można się mu dziwić. Nikt nie lubi zastrzyków. - odparła, starając się, żeby jej głos brzmiał kojąco.
- Fuwafuwa nie lubi tak bardzo, że ugryzł pielęgniarkę w rękę. Bardzo się zdenerwowała i krzyczała, że jest dzikus.
            Sakura nie wiele myśląc, wyciągnęła przed siebie ręce, a mała natychmiast wpakowała się jej objęcia. Trzymając dziewczynkę w ramionach, zaczynała sobie wyobrażać przebieg rozmowy z cholerną, nierozumną babą, która dorzuciła poranionemu dziecku, jeszcze więcej zmartwień na barki.
- W takim razie pielęgniarka też była niegrzeczna. - mruknęła, głaszcząc Saradę po plecach.
            Dziewczynka spojrzała Sakurze w twarz i nagle ryknęła gromkim płaczem. Łzy wielkie niczym grochy spłynęły po krąglutkiej, buzi mocząc zszokowanej Sakurze koszulkę.
- Sarada ? - ostrożnie odsunęła małą od siebie, tak by spojrzeć jej w twarz.- Co jeszcze powiedziała, pielęgniarka ?
            Mała pociągnęła nosem, ciągle płacząc. Wtuliła się Sakurze mocniej w ramie, ukrywając głowę pod jej długimi włosami. Małe rączki zacisnęła w piąstki, łapiąc się bluzki kobiety w swojej dziecięcej bezsilności.
- Że mama, mnie źle wychowała!
            Krew uderzyła Sakurze do głowy i tylko dziecko na kolanach, powstrzymało ją przed udaniem się do pokoju pielęgniarek i zastrzeleniem tej podłej suki. Przycisnęła do siebie mocniej małą, starając się trochę ochłonąć.
            Siedziała z dziewczynką, póki, obie nie uspokoiły się dostatecznie, po czym zdecydowanym krokiem ruszyła do pokoju pielęgniarek. Stojący w korytarzu Sasuke z lekkim zdziwieniem dostrzegł wykrzywioną złością twarz kobiety i zaciekawiony ruszył za nią.
            Gdyby Sakura miała trochę więcej siły, to drzwi zapewne nie utrzymałyby się w futrynie. Drobinki farby odkruszyły się i spadły na podłogę, a jedna z pielęgniarek pisnęła przestraszona.
- Co pani sobie wyobraża! Wezwę policję!
            Sakura zmierzyła wzrokiem, starszą przysadzistą kobietę, która zaciskając usta w wąską kreskę, próbowała zabić ją wzrokiem.
- Ja jestem z policji.- syknęła, wchodząc głębiej do pomieszczenia. - Chcę wiedzieć, która z was opiekuje się dziewczynką, przywiezioną tu po morderstwie rodziców.
- Mira. - przysadzista wskazała dłonią, młodą siksę, stojącą tuż obok monitorów, które wyświetlały podgląd z kamer.
            Dwoma krokami Sakura przemierzyła pomieszczenie, stając nad dziewczyną. Powstrzymywała się przed rąbnięciem jej w twarz na początek miłej rozmowy.
- Posłuchasz mnie teraz uważnie Mira.- warknęła dziewczynie w twarz. - Jeżeli jeszcze raz, ta mała dziewczynka będzie przez ciebie płakała, to cię dopadnę, wypatroszę jak gęś i wywieszę twoje truchło na widoku jako ostrzeżenie. Rozumiesz?
            Pobladła dziewczyna zatrzęsła się ze strachu i poniżenia, po czym zebrała w sobie na tyle, by spojrzeć rozjuszonej Haruno w twarz.
- To dziecko mnie ugryzło! - pisnęła. Jej słowa zabrzmiały, jakby to miało wszystko wytłumaczyć.
- Módl się, żebym jak cię nie ugryzła, bo wtedy....- nagle Sakura zamarła, patrząc na ekran za plecami dziewczyny.
            Pod drzwiami sali, w której leżała Sarada, nie stał nikt z ochrony. W związku z zaleceniami powinno tam stać dwóch facetów pod bronią. Nie możliwe, żeby po jej wyjściu z sali sami z siebie zrezygnowali z warty. Coś by jej przecież powiedzieli, ostatecznie to ona wydawała im rozkazy.
- Sasuke!?
            Obróciła się na pięcie, czując, że zna odpowiedź na pytanie, którego jeszcze nie zadała.
- Odwołałeś strażników spod sali ?
            Wyraz jego twarzy wystarczył Sakurze za odpowiedź. Wypadli z pokoju gnając przez siebie. Ktokolwiek porwał Saradę, musiał użyć windy do jej uprowadzenia. Nawet nie zaglądali do sali, oboje zdawali sobie sprawę z tego, że dwóch policjantów pod bronią, nie rozpływa się w niebyt bez przyczyny.
            Sakura zawsze słynęła z dobrych przypuszczeń, dlatego tknięta impulsem, zamiast skierować się tak, jak zamierzała do windy, skręciła raptownie i wypadła na klatkę schodową. Przeskakując nad barierkami, skracała sobie drogę do parteru. W jej pamięci ciągle widniał obraz remontowanej podłogi na parkingu szpitalnym, jeżeli prace się nie zakończyły, porywacze nie mogli tamtędy wyjść. Pozostawało im tylko jedno wyjście, uprowadzić małą przez niestrzeżony podjazd dla karetek.
            Wypadła na parter, prawie wpadając na pielęgniarkę, która właśnie wychodziła na papierosa. Zszokowana dziewczyna krzyknęła coś za nią oburzonym tonem, zanim raptownie otwarte drzwi nie zamknęły jej się przed nosem. Sakura przebiegła przez salę przyjęć, odpychając ludzi, którzy stawali na jej drodze i minęła ostatnią parę drzwi.
            Pierwsze co zobaczyła to Sarada trzymana w rękach gigantycznego faceta. Dziewczynka wyglądała jak mały przerażony kociak złapany przez kaukaza. Knebel zasłaniał jej połowę twarzy, a małe nadgarstki miała ściągnięte ze sobą za pomocą tretytki. Trzymający ją mężczyzna zatrzymał się w drodze do karetki i obrócił do zziajanej policjantki. Jego usta rozciągnęły się w uśmiechu.
- Witaj, słodka ptaszyno. Widzę, że postanowiłaś dołączyć do zabawy.
            Wydawał się rozluźniony i zadowolony z obrotu sytuacji. Choć połowę jego twarzy zasłaniała chustka, to wyraz oczu, wystarczył Sakurze, by zacząć się bać. Błyszczało w nich pełne nieludzkiego spokoju okrucieństwo. - Jestem tu by zaproponować wymianę. - Niczego innego się po tobie nie spodziewałem. - roześmiał się w odpowiedzi tubalnym, mocnym głosem. - Rozumiem przez to, że w tym momencie odrzucisz broń, którą przy sobie nosisz.
            Zaklęła w myślach. Czego się głupia spodziewała ? Że morderca na zlecenie, mistrz w swoim fachu, zapomni o broni i pozostawi w jej rękach tak ogromny atut? Powoli wypuściła powietrze z płuc i przeniosła spojrzenia na dziewczynkę. Płakała, nie spuszczając Sakury z oka. Nigdy nikt, tak jej nie potrzebował i młoda policjantka zdawała sobie z tego sprawę. Wiedziała również, że oddanie broni łączy się z jej własnym końcem. Nie przyjechali tu porywać Sarady na próżno, mieli ją zwabić i wykończyć. Dziecko nie mogło znów cierpieć nie za swoje winy.
            Drżącymi dłońmi sięgnęła do kabury i powoli wyjęła z niej broń. Pewnie, gdyby odpowiednio szybko wycelowała, zabiłaby niesławnego Kakuzu lub jego partnera w kominiarce. Tak, udałoby się jej. Ale wtedy ten drugi zabiłby Saradę lub ją samą. Przełamując się w środku, szybkim ruchem odrzuciła broń na ziemię, stając się zupełnie bezbronną wobec uzbrojonych mężczyzn.
            Mężczyzna postawił dziewczynkę na ziemię i pchnął ją w stronę drzwi za Sakurą, jednocześnie dając znać partnerowi, by celował w plecy małej. Haruno powoli ruszyła w jego stronę, stawiając krok za krokiem i starając się nie myśleć o tym, co wyprawia.
            Za jej plecami drzwi huknęły tępo. Z przerażeniem zdała sobie sprawę z tego, że oto Sasuke miał zobaczyć, jak oddała się na zatracenie.
- Zwariowałaś ?! - ryknął za nią, wściekłym głosem. - Sakura, opamiętaj się. Nie możesz ratować innych swoim kosztem!
            Chociaż miał rację, nie zatrzymała się. Nawet nie odwróciła głowy w jego stronę, nie mogła teraz na niego patrzeć. Zaczęła, by wątpić w podjętą decyzję, zobaczyłaby perspektywę bezpieczeństwa w jego ramionach i kto wie, może nawet długiego szczęśliwego życia. Postawiła kolejny krok do przodu, przyspieszając tak bardzo, że prawie rzuciła się w ramiona swojego oprawcy.
            Wściekły ryk Sasuke prawie rozdarł jej serce na pół. Mogła już tylko znienawidzić się za to, co właśnie zrobiła sobie i jemu.
Nie należało się łudzić, to nie był film. Partner nie dał, by rady odbić jej teraz za żadne skarby świata. Nie, kiedy ona tkwiła w ramionach oprawcy, a w niego mierzyły dwie lufy.
- Nie bierz tego do siebie. - mruknął przy jej uchu, Kakuzu.
            Chwilę później poczuła ukłucie w ramię i okropny świat powoli zaczął się rozmazywać.

**

            Karin zerknęła no swojego rozmówcę spod rzęs. Całkiem przystojny i dość zainteresowany. Suigetsu przyglądał jej się ze szczerym i sympatycznym uśmiechem, a to więcej niż niejeden facet mógł zaoferować.
- Dlaczego tak nalegałeś na spotkanie? Mężczyzna pociągnął przez słomkę napój z plastikowego kubka, siorbiąc przy tym niemiłosiernie.
- Zaciekawiły mnie twoje włosy. - odparł, powodując na jej twarzy wyraz szczerego zdziwienia.
- Włosy? - upewniła się z lekkim uśmiechem.
- Nom. Są krzywo obcięte. - palnął bez zastanowienia.
            Karin tylko westchnęła. Nie musiał znać się na trendach, przynajmniej był szczery. Sięgnęła po swój sok i złapała kilka łyków.
- Przeszkadza ci to?
- Nie. Pomimo tych włosów chętnie zaciągnę cię do łóżka.      
          Roześmiała się w głos naprawdę rozbawiona. Za takie słowa od większości kobiet dostałby w pysk, ale nie od niej. Wiedziała, że większość facetów najpierw wciskałaby kit o tym, jaka to nie jest inna niż wszystkie. Znała teksty o gwiazdach z nieba na pamięć i często kończyła je, wchodząc w słowo absztyfikantom.     Osobnik przed nią nie próbował jej okłamać, nie podrywaj w głupkowaty sposób. Walił prawdę prosto w oczy i to było bardzo dobre.
- Dzisiaj nie zaciągniesz mnie do łóżka. - skwitowała bez przesadnej twardości w głosie.
            Suigetsu wzruszył ramionami, patrząc jej w oczy.
- Możemy iść do kina.- odparł spokojnie.- Do łóżka zaciągnę cię innym razem. - Błysnął zębami w szerokim uśmiechu, na który Karin nie mogła nie odpowiedzieć tym samym.
            Właśnie otwierała usta, żeby odpowiedzieć, kiedy zadzwoniła jej komórka. Wyjęła telefon z kieszeni i zerknęła na wyświetlacz. Przeprosiła Suigetsu gestem ręki i wcisnęła zieloną słuchawkę.
- Musisz mi pomóc.
- Nic nie muszę Uchiha...
- Zamknij się! Sakura wpakowała się po uszy w gówno! - serce podskoczyło Karin do gardła.
            Poderwała się z miejsca i od razu ruszyła do wyjścia, powstrzymując się od puszczenia biegiem, tylko dlatego, że w pomieszczeniu było zbyt wiele osób.
- Powiedz mi, gdzie jesteś. Będę tam za kilkanaście minut!
- Jestem na posterunku.
            Połączenie zakończyło się. Karin wepchnęła telefon do torby i zerknęła na Suigetsu, który wyszedł za nią.
- Problemy, o których nie mogę z tobą rozmawiać. Zadzwonię.     Spróbowała odejść, ale powstrzymał ją szybki chwyt za nadgarstek. Spojrzała na mężczyznę, marszcząc brwi.
- Chyba mamy te same problemy. - jego głos nagle stał się twardy i bezkompromisowy.
- Jadę z tobą i wytłumaczę ci po drodze.
            Karin nie odpowiedziała, pozwoliła mu wsiąść do auta i ruszyła na miejsce spotkania.

***

 - Sasuke błagam cię...
            Karin była na skraju załamania nerwowego. Starała się trzymać, usiłowała zachować trzeźwość myśli i opanowanie, nie było to jednak łatwe, biorąc pod uwagę stan, w którym znajdował się Uchiha.
            Większość dokumentów leżała rozrzucona na podłodze, kubek na długopisy roztrzaskany o ścianę, marnie skończył chwilę temu, a Suigetsu siedział na krześle kawałek dalej, z głową pochyloną do dołu. Kiedy znów spojrzał na przyjaciela, jego twarz była jeszcze bardziej umazana w krwi niż poprzednio, z nosa, ciągle ciekła mu stróżka krwi.
- O co mnie błagasz?! Jak mam być, kurwa spokojny!
            Karin zachowawczo nie podchodziła do bruneta na wyciągnięcie jego rąk, lubiła swój nos i w odróżnieniu od Suigetsu nie przyjęłaby połamania go z takim spokojem.
- Jak mamy znaleźć tych ludzi, skoro nie możemy dojść z tobą to porozumienia?
            Wytrzymała nienawistne spojrzenie czarnych oczu, mając ogromną ochotę wziąć nogi za pas. Powstrzymywała się nawet przed zerkaniem na zegarek w nadziei, że Gaara lub Itachi pojawią się lada moment, tak jak obiecali. Starszy Uchiha był im teraz cholernie potrzebny, a Gaara miał wtyki, mógł zacząć działać w czasie gdy Sasuke będzie zbierał się w sobie.
- Macie problem z tym, żeby ze mną dojść do porozumienia?! A ktoś próbował z nią się kiedyś dogadać?! Byłem tam! Mogliśmy inaczej poprowadzić tę akcję! Mogła być tu teraz nami, zamiast ratować dzieciaka, którego ledwo zna!!!
            Suigetsu łypną na przyjaciela, po czym przeniósł spojrzenie jasnych oczu na Uzumaki. Widziała po nim, że rozumie postawę przyjaciela, ona również go rozumiała, jednak jako jedyna z nich, naprawdę znała Sakurę i nie mogła uznać jej postępowania jako zupełnie nielogicznego.
- Będziesz się teraz zastanawiał nad tym, czy podjęła słuszną decyzję, czy nad tym, jak ją uratować ?
- A jesteś pewna, że ona chce ratunku?! Gdyby go chciała, nie oddałaby im się tak łatwo w ręce!
- Co ty pieprzysz Sasuke! W ogóle słyszysz, co mówisz?! - krzyknęła rozsierdzona.
            Sasuke ciężko oparł się o ścianę, przyciskając dłonie do oczu. Wariował. Za to, co się stało, winił tę małą dziewczynkę, choć w głębi duszy wiedział, że jest tylko ofiarą, winił Sakurę i jej decyzję, ale przede wszystkim winił siebie. Wiedział, że gdyby znalazł się tam kilka minut wcześniej, nie sprawdzając po drodze innych możliwych dróg ucieczki, wszystko mogło teraz wyglądać zupełnie inaczej. Mogłaby tu siedzieć i ciskać się na niego. Rzucać w jego stronę obraźliwymi tekstami, że zastrzelił ich jedynego świadka, albo nawet nie odzywać się do niego przez całe życie, że pozwolił zginąć tej dziewczynce. Byłaby jednak cała i zdrowa, napędzona do życia niewidzialną siłą, która w niej tkwiła.
- Sasuke. - głos Suigetsu wdarł mu się do głowy.- Sakura nie jest zwykłą, małą kobietką. To policjantka, po przeszkoleniu, która potrafi sobie radzić w ciężkich warunkach. Zrobiła wszystko, co w jej mocy, żeby chronić cywili. Taki był jej obowiązek. Teraz my musimy, zrobić co się da, żeby ją odbić.
            Przez chwilę brunet nawet nie drgnął, po czym z jego strony dobiegło ciche westchnięcie.
- Zostawcie mnie samego, chociaż na chwilę. Potem sprawdzimy tropy.
            Suigetsu podniósł się z krzesła, po czym złapał Karin za rękę i pociągnął ze sobą na korytarz. Komisariat wydawał się opustoszały. Z sali, na której Sasuke i Sakura zazwyczaj pracowali, policjanci czmychnęli tak szybko, jak mogli. Kakashi zaś poinformowany o całym zajściu, zamknął się gabinecie i od dobrej godziny wisiał na telefonie, próbując uruchomić swoje prywatne źródła.
- Chodź do łazienki, nastawię ci nos. - mruknęła dziewczyna i nie sprawdzając, czy Suigetsu za nią idzie, skierowała się do damskiej toalety.
- Nie powinno mnie tu być.- mrukną zza jej pleców.
Karin rzuciła mu zirytowane spojrzenie i pokręciła głową.
- Tak cię stresuje pobyt w damskiej ?
            Gdyby nie sytuacja, mężczyzna pewnie parsknąłby śmiechem ubawiony. Wolał się jednak chwilowo powstrzymać.
- Nie powinno mnie być na komisariacie. Sakura na pewno ci przekazała, że jestem poszukiwany listem gończym.
- W obecnej sytuacji, nie wiem, czy zauważyłeś, nikt nie zwraca na ciebie uwagi. Może dojść do usadzenia naprawdę potężnych ludzi, tych samych, którzy rzucili na ciebie fałszywe oskarżenia. Więc jak Gaara się tu pojawi, to bądź dla niego miły.
- Co ma z tym wspólnego ten cały Gaara ?
- Gaara ? - Karin prychnęła.- Chcesz mi powiedzieć, że nie wiesz, kim jest Sabaku No ?
- Prokurator Generalny Sabaku No Gaara ? Najtwardszy sukinsyn wśród sukinsynów ? A co on do cholery ma z tym wspólnego ?
- Przyjedzie, bo trzeba znaleźć Sakurę.
- Co to ma obchodzić taką szychę ? Dobić się do niego to cud, a najwięksi z największych muszą czekać po rok w kolejce, żeby chciał na nich chociaż zerknąć.
- Siadaj na kiblu, ten nos trzeba nastawić jak najszybciej. - Karin szarpnęła mężczyznę na plastikową klapę. - A co do Gaary, to jest z tego samego bidula co ja i Sakura. To przyjaciel, który zrobi dla niej wszystko.
- Aha... A nastawiałaś już kiedyś jakiś nos ? - spytał od czapy, widząc jak dziewczyna, siada mu na kolanach i wyjmuje długopis z kieszeni kurtki.
- Sakury kilka razy, swój też nie raz. - pochyliła się nad jego twarzą. - Tylko nie rusz głową, bo wbiję ci ten długopis w mózg....
            Kiedy chwilę później wychodzili z łazienki, w korytarzu wpadli na Kakashiego w otoczeniu tak bardzo oczekiwanego gościa.
- Itachi dotarł ? - spytał, a Karin przytuliła mężczyznę na powitanie.
- Tak. Pewnie zbiera brata do kupy. - Kakashi odruchowo spojrzał w stronę drzwi.
            Rekinie oczy Gaary, w zbyt ciemnej jak na jasną skórę oprawie, zwęziły się niczym u kota. Nie należał do wyrozumiałych i chętnych do kompromisu osobników, dla Karin zawsze był jak drapieżnik. Zawsze czujny i wrogi wobec świata, zdawał się zabijać pewność siebie w otaczających go osobach samym tylko wyrazem twarzy i nieprzyjemnym brzmieniem głosu. Był jednak świetnym obserwatorem i mało co umykało jego przenikliwym oczom, czytał pomiędzy wierszami, a ludzie w większości byli dla niego otwartymi księgami. Nic dziwnego zatem, że jego droga do szczytu wcale nie trwała długo, była tylko dwa razy intensywniejsza i trudniejsza niż innych.
- Myślę, że z chęcią go wyręczę. - Wyminął ich i zdecydowanym krokiem, wszedł do pomieszczenia za ich plecami.
            Bez zastanowienia cała reszta rzuciła się za nim, nie wiadomo czy bardziej ze względu na możliwy rozlew krwi, czy z czystej ludzkiej ciekawości.
- Sprawdźcie numery karetek skradzionych w całej Japonii w ostatnim miesiącu. Zawołajcie kogoś, kto w tym burdelu zajmie się monitoringiem najpierw wokoło szpitala, a potem na najbardziej prawdopodobnych drogach ucieczki. Akta tego całego Kakuzu mają za dziesięć minut być w moim ręku. Ruszać się!
Zgodnie z oczekiwaniem Karin, na reakcję Sasuke nie trzeba było długo czekać.
- Niby kim ty jesteś, żeby wydawać nam rozkazy?
- Nie pamiętasz mnie Sasuke? - Gaara sztukę dominacji miał opanowaną do perfekcji, a Sasuke nie był teraz w formie.
- Poznaliśmy się u Naruto, towarzyszyłem Sakurze. Myślisz sobie, co ten farbowany chuj może wiedzieć? Jak śmie wpadać tutaj i wydawać mi rozkazy, jakby był u siebie. Chcesz mi rozwalić łeb, bo w twoim przekonaniu nie mam prawa oceniać cię, za twoje zachowanie. Przecież w tym momencie wisi na włosku życie kobiety, którą kochasz. Którą kochacie obydwaj.
            Przeskoczył spojrzeniem z jednego brata na drugiego. Karin nie mogła stwierdzić co w tym momencie czuł, ani jeden mięsień nie drgnął na twarzy prokuratora.
- Masz zamiar prawić nam kazanie? - syknął Itachi.
            Śledził uważnie, każdy ruch Sabaku No, który właśnie podpalał papierosa, nic nie robiąc sobie z zakazu palenia na posterunku.
- To bardzo nęcące nie powiem, ale chyba nie ma na to czasu. Jak na razie jestem jedynym w tym pokoju, zakochanym idiotą, który poczynił realne kroki, żeby odnaleźć naszą szaloną księżniczkę. - zaciągnął się z mocą, przymykając powieki. - Zamiast dawać ramię do poklepania i zatracać się w rozpaczy, zbierajcie swoje dupy do pracy, bo jak na razie Sakura udowodniła, że posiada jaj większe niż wasze razem wzięte.
            Przez chwilę Sasuke wyglądał jakby po raz kolejny miał, tego dnia miał stracić nad sobą panowanie, jednak sztywno skinął głową i wyszedł z pomieszczenia, nawet nie trzaskając drzwiami.
- Nie zabił cię...- Suigetsu okrągłymi oczami wpatrywał się w drzwi, za którymi zniknął jego przyjaciel.
- Bo wie, że teraz czas na zachowanie zdrowego rozsądku. - uśmiechnął się do Hozukiego nieprzyjemnie - Ale nie przejmuj się, jak tylko ten koszmar się skończy, chętnie damy sobie po mordach. W ostateczności jesteśmy zwierzętami, którym udało się tylko trochę bardziej ewoluować.