Kolejna noc przyniosła ocieplenie i chociaż
temperatura wcale nie podskoczyła na tyle, by zrobiło się ciepło, to
wystarczająco by śnieg zaczął topnieć. Przyglądając się zza okna samochodu,
powolnemu procesowi zamiany białego puchu, w kleistą szarą breję, Sakura czuła,
że to samo dzieje się z jej nastrojem.
Wyjechali
z Konohy tak szybko, jak tylko dali radę, zbierając się w strasznym pośpiechu.
Najpierw długo ze sobą rozmawiali i starali się ustalić co teraz zrobić, potem
na kolejne godziny zamilkli oboje. Wszystko, co było do powiedzenia, zostało
powiedziane.
W którymś momencie znużona sytuacją i
kilkunastogodzinną drogą Sakura usnęła i dopiero delikatne szturchanie w ramię,
wyrwało ją ze snu, w którym powtarzał się jeden, dobrze jej znany koszmar.
– Jesteśmy na
miejscu. – usłyszała, zanim jeszcze zdążyła otworzyć zaspane oczy.
Dom,
pod którym zaparkowali, był Sakurze bardzo dobrze znany, kojarzył jej się z
bezpieczeństwem i dobrymi chwilami, które niestety nie trwały nigdy długo.
Ogromna willa zachwycała oczy białym blaskiem, spowodowanym promieniami słońca,
dach dla odmiany, lśnił się głęboką czerwienią. Nim dziewczyna zdążyła
cokolwiek odpowiedzieć, drzwi domostwa otworzyły się na oścież i na ganek
wypadł jak strzała dog niemiecki, pędząc do Sasuke, który właśnie wysiadł z
auta. Chwilę później w drzwiach pojawiła się szczupła kobieca sylwetka.
Mikoto
Uchiha, otulona długim swetrem, podeszła do balustrady i z szerokim uśmiechem
pomachała swojemu synowi, który nie odwzajemnił jednak powitania.
Sakura wyskoczyła z auta, starając się nie
wyglądać na tak spiętą, jak była w rzeczywistości. Jej zdaniem, Sasuke był
wystarczającą nachmurzony za oboje.
Kilka
minut później kiedy przywitali się z państwem Uchiha i Itachim,
Mikoto postawiła na niskim stoliku parujący imbryk zielonej herbaty i
porcelanowe czarki. Obcasy jej butów, rytmicznie zastukały o podłogę, kiedy
podeszła do barku po łyżeczki do ciasta. Jak zwykle prezentowała się
nienagannie, jej włosy lśniły, makijaż był perfekcyjny, a garderoba, pomimo że
domowa, dobrana ze smakiem. W głębi duszy Sakura wiedziała, że o tak
niewymuszonej elegancji, mogła sobie tylko pomarzyć.
- Gdybyście dal
znac o przyjeździe, zaplanowałabym jakiś bardziej odpowiedni poczęstunek.-
zganiła syna, nie dostrzegając jak ten, zaciska usta w wąską kreskę słysząc jej
karcący ton.
– Byliśmy dość
zajęci. Nie było czasu na telefony zapowiedzi z tygodniowym
wyprzedzeniem.
– Dziecko, co
zajęło cię tak mocno, że nie miałeś czasu zadzwonić do własnej matki?
– Próbowali
wysadzić mnie w powietrze. – wypalił Sasuke.
Jego
bezpośredniość, wywarła zamierzony skutek. Srebrne łyżeczki, jeszcze chwilę
temu trzymane przez jego matkę, z brzękiem spadły na podłogę srebrnym deszczem.
Fugoku zamarł w połowie drogi fajki do ust. Ze ściągniętą twarzą, Sakura
najpierw spiorunowała mężczyznę wzrokiem, a potem kiedy nie odniosło to skutku,
z całej siły wbiła mu piętę w palce stopy. Sasuke łypnął na nią z wyrzutem,
lecz załagodził odrobinę swoje ostre spojrzenie skierowane na rodzicielkę.
– Czy mógłbyś
powiedzieć coś więcej na ten temat, Sasuke? - głos Fugaku był tak samo gładki i
opanowany jak zawsze.
W
odróżnieniu od swojego męża, Pani Uchiha nie potrafiła zachować spokoju.
Kobieta założyła ręce na piersi i ze zmarszczonym czołem, samą swoją postawą
próbowała skłonić syna do wyjaśnień i przywołać go do porządku. Ponieważ Sasuke
wciąż zawzięcie milczał, Itachi postanowił sam wprowadzić matkę w niektóre
aspekty dotyczące wybuchu auta. Brunetka przez chwilę milczała, przeskakując
wzrokiem z Sakury na syna, po czym wypuściła z sykiem powietrze.
– Raczysz mi
wytłumaczyć Sakuro, co tak właściwie robiłaś w mieszkaniu mojego syna? Dlaczego
jego auto stało u ciebie pod blokiem?
Kobieta,
którą Sakura znała pół swojego życia, nigdy nie wydawała jej się bardziej obca
i wroga. Przez chwilę dziewczyna siedziała prosta jak struna, mierząc się z
matką Sasuke spojrzeniem, po czym odchyliła się lekko i parsknęła nerwowym
śmiechem.
– On prawie
zginął, a to jest pytanie, które chcesz zadać? – twarz starszej z kobiet pobladła
z gniewu.
– Dałam ci dach
nad głową, gdy tego potrzebowałaś, a ty śmiesz mi pyskować w moim własnym
domu?!
Raptownym
ruchem Sakura wstała z krzesła, prawie je przewracając, dłonie zaciśnięte w
pięści wciąż jeszcze trzymała za plecami, próbując się choć trochę opanować.
Miała do Mikoto największy szacunek, jednak teraz jej zachowanie było dla
Sakury nieakceptowalne. Nie miała co prawda dzieci, ale nie wydawało jej się,
żeby normalna matka wiedząc o niebezpieczeństwie zagrażającemu jej synowi, była
bardziej zainteresowana tym kto u niego śpi.
– Mogę stąd wyjść.
To jedyny sposób na to, żebym w tej sytuacji nie pyskowała. - syknęła przez
zaciśnięte zęby starając się nie podnosić głosu.
Zanim
Mikoto zdążyła się odezwać, Itachi zerwał się ze swojego miejsca, przerywając
im.
– Mamo! Co w
ciebie nagle wstąpiło?! Tak traktujesz Sakurę, którą praktycznie wychowywałaś?
Jak obcą osobę?
– Nie dziwi mnie
to jakoś specjalnie. – rozbrzmiał opanowany, kpiący głos. – Ja jestem jej
synem, a jednak jestem na tyle obcy, żeby mi przez tyle lat nie powiedzieć, że
ktoś taki jak Sakura w ogóle istniał.
Twarz
Mikoto zmieniła się nagle, jej spięte mięśnie rozluźniły się z czułością, a
spojrzenie zaczęło przybierać ciepłą barwę. Widać było, którego z synów kobieta
faworyzuje i o którego bardziej dba.
– Nie chciałam,
żebyś kiedykolwiek na nią wpadł! To piękna dziewczyna, ale wlecze się za nią
coś, przed czym nie umiem cię uchronić synku! Wiedziałam, że jak ją spotkasz,
będziesz jej pożądał i miałam rację! Widzę, jak na nią patrzysz!
Sasuke
wstał i podszedł do barku, żeby sięgnąć po karafkę z whisky. Matka odprowadziła
go czujnym wzrokiem i wykrzywiła w dezaprobacie usta, widząc, co robi.
– Dziecko, o tej
godzinie nie sięga się po mocne trunki! – jej uwaga została puszczona mimo
uszu. Sasuke oparł się o barek i z dziwnym uśmiechem, ostentacyjnie wychylił
pół szklanki na raz.
– Może zechcesz w
takim razie powiedzieć, czemu Itachi wiedział, że ona tu jest?
– Itachi jest
poważny i rozsądny. Nigdy by się nie obejrzał za kobietą tak niskiego
pochodzenia, bez…
Chrapliwy
śmiech syna przerwał jej w pół zdania, a Sakura odetchnęła z ulgą. Nie chciała
wiedzieć co Mikoto miała na myśli. Usłyszała już wystarczająco. Kolejna osoba,
która była dla niej oparciem, okazała się fałszywa w okazywaniu uczuć. Zawsze
spotykała się z ciepłem i uśmiechem ze strony tej kobiety, więc to, co mówiła
teraz, sprawiało, że na nowo zaczynała czuć się jak zagubiona nastolatka.
– Itachi? Itachi
jest w niej zakochany, odkąd przyprowadziłaś ją do tego domu! Więc może
przestaniesz, droga mamo, szukać pretekstów tylko powrócimy do pierwotnego
tematu! Ktoś chciał zabić Sakurę, a teraz chce zabić również mnie! Ktoś, kogo
ty ukryłaś tak dobrze, że nawet szpieg ma problemy z dokopaniem się do prawdy!
A jeżeli taka jesteś ciekawa tego, co robiła u mnie w nocy, to myślę, że umiesz
sama odpowiedzieć sobie na to pytanie!
– Wszyscy
oszaleliście na punkcie tej dziewczyny! – wrzasnęła Mikoto. – Gdyby nie
obietnica dana jej ojcu to…
– Zamilcz!
Ku
zdziwieniu wszystkich, wiecznie milczący Fugoku, postanowił wreszcie się
odezwać. Mikoto faktycznie zamilkła i chociaż patrzyła na męża, jakby chciała
go zabić, nie próbowała się z nim wykłócać.
– Sasuke, nalej
również mi. Sakuro, usiądź, proszę. Dopóki ja jestem panem tego domu, nie
będziesz go musiała opuszczać tylko dlatego, że wyrażasz własne zdanie.
Mężczyzna
przyjął od syna, szklankę z bursztynowym trunkiem, upił odrobinę, po czym
odetchnął głęboko.
– Szukacie
odpowiedzi i dostaniecie je. Należą się wam.
Siedząca
w milczeniu Sakura tępo wpatrywała się w ojca Sasuke, próbując przełamać ucisk
w dołku i nagłe zaciśnięcie gardła.
– Obietnica dana
mojemu ojcu? – jej głos zatrzeszczał nieprzyjemnie — Przecież podobno nie
znaliście nikogo z mojej rodziny!
Na
jej oczach Mikoto cofnęła się gwałtownie i dłonią zasłoniła usta. Fugoku
obrzucił żonę pobieżnym spojrzeniem, które szybko odwrócił. Odchrząknął kilka
razy, wychylił szklankę do dna, po czym wstał i podszedł do Haruno. Położył
jedną rękę na jej ramieniu, swoim zachowaniem, wywołując w dziewczynie bardzo
złe przeczucia.
– Ja i twój ojciec
poznaliśmy się na studiach i prowadziliśmy razem drobne interesy, zanim…
– Zanim zaczął
mnie zdradzać z twoją matką!
Do
Sakury wszystkie dochodziło z opóźnieniem. Patrzyła na mężczyznę przed sobą,
nawet nie mrugając, w głębi duszy mając nadzieję, że postanowił sobie okrutnie
z niej zażartować. Bracia uparcie milczeli, nie przerywając przeraźliwej ciszy,
która zapadła, a jej koszmarnie pulsowały skronie.
– Co to ma
wspólnego z tym…wszystkim? – wydukała, starając się powoli artykułować każde
słowo.
Sytuacja
zaczynała bardziej przypominać scenę ze słabej sztuki niż realne życie, które
zaczynało walić się dziewczynie na głowę.
– Nie mieliśmy ze
sobą kontaktu przez wiele lat. Twoi rodzice zdecydowali się na dziecko, żeby
jakoś ratować swój związek, a Mikoto już wtedy była w drugiej ciąży.
Rozeszliśmy się, każde w swoją stronę. Dopiero kiedy mieliście po kilka lat,
Kizashi pojawił się nagle u nas w domu, z tobą na rękach. Interesy które
powadził nie były legalne, powinęła mu się noga i wpadł w koszmarne problemy.
Prosił, żebyśmy wzięli cię na kilka nocy, ale odmówiliśmy mu wtedy...- urwał i
spuścił wzrok.
Serce w piersi Sakury tłukło się dziko,
prawie rozsadzając jej klatkę piersiową. Bała się. Bała się tego, co za chwilę
usłyszy. Całe życie myślała, że prawda jest najlepsza dla człowieka. Teraz
chciała być okłamana. Potrzebowała dobrego zakończenia, wiedziała jednak, że go
nie będzie.
– Dwie noce
później zostałam wezwana na miejsce zbrodni. – Z głosu Mikoto zniknęła hardość
i złość. Kiedy Sakura na nią spojrzała, kobieta nie prezentowała się już tak
nienagannie. Po jej policzkach ciekły wymieszane z tuszem łzy, a broda trzęsła
się od płaczu. – Dopiero kiedy dojechałam na miejsce i zobaczyłam ciała,
zorientowałam się, gdzie trafiłam. Twoi rodzice nie mieli meldunku, nic co
mogłoby ich łączyć z tym miejscem. Dom zdawał się opustoszały od co najmniej
kilku dni, założyliśmy więc w pierwszej chwili, że albo zostałaś porwana, albo
oddana do dalszej rodziny, której nie możemy namierzyć. Prawda była zupełnie
inna. Dopiero po jakimś czasie ktoś z nas wpadł na pomysł, żeby sprawdzić ten
cholerny schowek, w którym cały czas siedziałaś!
Sakura
zamrugała bardzo powoli. Nie mogła złapać tchu, w uszach nieznośny pisk
doprowadzał ją prawie na skraj szaleństwa. Sasuke, dziwnie blady, podszedł do
niej powoli.
– Sakura odezwij
się, proszę.
Podniosła
na niego wzrok nieświadoma czasu, który spędziła, nie poruszając nawet palcem.
Mikoto stojąc za plecami syna, wciąż płakała bezgłośnie.
– Przepraszam…–
wyszeptała.– Tak bardzo mi przykro. Okazało się, że straciłaś pamięć! Tak było
dla ciebie lepiej…
Dziewczyna
nagle oprzytomniała. Wyprostowała zgarbione plecy i niespokojnie rozejrzała się
po pomieszczeniu. W zwolnionym tempie docierało do niej, co tak naprawdę
zostało właśnie powiedziane. Te sny nie były dowodem na to, że wariuje! Ona po
prostu przypominała sobie bardzo stare wydarzenia! To dlatego schowek tamtym
domu tak ją przyciągnął! Dlatego tak zdrętwiała na widok tej dziewczynki!
– O boże…–
wyszeptała i gwałtownie cofnęła się w głąb pokoju, bezwiednie przewracając
krzesło.
Czuła
się jak najbardziej okłamany człowiek świata. Tyle razy pytała Miktoto i Fugaku
czy wiedzą coś o jej rodzicach! Przez pierwsze lata pracy w policji nawet ich
szukała! Wyobrażała sobie, że została porwana i porzucona, a rodzice nadal jej
szukają. Rzeczywistość była zupełnie inna. Jej rodzice gnili gdzieś w
zapomnianym grobie, bo nawet ich jedyna córka nie znała miejsca pochówku.
Tego
było już dla niej zbyt wiele. Mocno odepchnęła Sasuke, który stał jej na drodze
i wybiegła z mieszkania, po drodze zgarniając z wieszaka kurtkę. Nie chciała
tam zostać nawet sekundy dłużej, potrzebowała natychmiast uciec od tych ludzi i
od ich spojrzeń. To, co usłyszała, zachwiało całym jej światem, zburzyło
wszystko, na co pracowała od tylu lat w ruinę.
Choć
to niedorzeczne Sakura żyła z nadzieją w sercu, że kiedyś rodzice pojawią się w
magiczny sposób i powiedzą, jak bardzo są z niej dumni. Była to myśl zupełnie
fałszywa i abstrakcyjna, która dodawała jej sił i determinacji. Każde dziecko z
bidula marzyło o spotkaniu rodziców, a ona nie była wyjątkiem. Mogłaby wtedy z
uśmiechem powiedzieć jak bardzo silna była przez lata. Wyrzuciłaby z siebie ból
tych wszystkich samotnych wieczorów, kiedy pełna beznadziei zagryzała wargi do
krwi. Podzieliłaby się z rodzicami nawet uczuciami skrywanymi głęboko pod
skórą, których bała się tak bardzo, jak niczego innego w swoim życiu. Wczoraj
wieczorem wciąż mogła się tym wszystkim mamić, dziś nawet ta ułuda
została jej wyrwana z rąk.
– Sakura!
Silny
chwyt za ramię, prawie wybił jej bark, zatrzymując w miejscu. Ryknęła jak ranny
kot i wykonując płynny zwrot, uderzyła.
Sasuke zdążył na tyle się uchylić, by
nie dostać prosto w nos, jednak nie na tyle, by uniknąć ciosu. Rękę Sakury
przeszył piorun bólu, kiedy trafiła pięścią w bok czaszki mężczyzny, ale
zamroczona praktycznie to zignorowała. Chciała go otłuc jak jabłko, chciała,
żeby jego też bolało!
– Wszyscy
jesteście kłamcami! Wszyscy!
Waliła
na oślep, nie zwracając uwagi na to, w co trafia. Łzy zalały jej oczy, kiedy
emocje przejęły kontrolę. Próbowała rozpętać awanturę, doprowadzić do
mordobicia, poczuć smak krwi w ustach. Chciała, żeby ból fizyczny przyćmił to,
co teraz czuła. Z kolejnym pełnym rozpaczy wrzaskiem opadła na zimną, pełną
błota drogę, nie zważając na to, że zimna maź, przesiąka jej spodnie i oblepia
kurtkę.
– Sakura…–
mężczyzna kucną obok niej. Odpowiedział mu tylko szloch, stłumiony przez rękaw
kurtki, którym dziewczyna zakryła sobie twarz. Delikatnie położył dłoń na jej
włosach, dodając tym samym otuchy. – Wstań i bij mnie dalej, tylko nie płacz.
Proszę.
Kiedy
podniosła wreszcie twarz, jej oczy były zapuchnięte, a usta wciąż drżały. Nie
dbając już o nic, rzuciła się Sasuke na szyję, szukając oparcia i
bezpieczeństwa. Złapał ją mocno w ramiona, narzucając na jej drżące ramiona
poły skórzanego płaszcza.
– Sasuke. Zabierz
mnie stąd…– wyszeptała cicho, łamiącym się głosem.
– Gdzie tylko
zechcesz.
Wszedł
do pokoju, delikatnie popychając Sakurę, by przekroczyła próg. Czuł silny
niepokój, takie zachowanie zachowanie było jak na nią przerażająco apatyczne.
Zamknął drzwi i zwrócił się znów do niej, ale nawet nie drgnęła. Stała pośrodku
pokoju, ze spuszczoną głową i nieobecnym spojrzeniem. Zdawała się nie zwracać
uwagi nawet na dreszcze, które co chwilę telepały jej ciałem.
– Musisz się
rozgrzać. – mruknął, nie uzyskując z jej strony żadnej reakcji.
Wcześniej dałby się pokroić,
oby tylko nie płakała, teraz dochodził do wniosku, że płacz był przynajmniej
oznaką jakichkolwiek emocji, z których od dłuższej chwili wydawała się zupełnie
wyprana.
Nie zastanawiając się dłużej, ujął jej dłoń i
pociągnął za sobą do łazienki, gdzie zaczął napuszczać do wanny gorącej wody.
Bardzo powoli zdjął z ramion Sakury kurtkę, a potem ściągnął z niej kompletnie
przemoczone spodnie razem z butami i skarpetkami. Kompletny brak reakcji z jej
strony coraz bardziej go przerażał. Zakręcił wodę, pomógł jej usiąść na
zamkniętej desce klozetowej i wyszedł, żeby zrobić sobie drinka. Kiedy wrócił,
dziewczyna siedziała w takiej samej pozycji, w jakiej ją zostawił. Odstawił szklankę,
na jedną z licznych pólek i nachylił się, ich twarze były na tej samej
wysokości.
– Rozbiorę cię z
bielizny, dobrze? Musisz się wykąpać, jesteś zmarznięta i cała w błocie.
Powoli podwinął w górę dół jej bluzki, a
dziewczyna posłusznie podniosła ręce do góry, ułatwiając mu zadanie.
Sasuke nigdy nie czuł się tak
skrępowany, zdejmując z kobiety stanik i majtki, ale też wcześniej nie czuł
takiej potrzeby zapewnienia komuś bezpieczeństwa. Stronił od problematycznych
dziewczyn, nie przepadał za komplikowaniem sobie życia. Jego egzystencja , nie
licząc stresu związanego z pracą, z założenia miała być, lekka, przyjemna i
pełna wszelakich podniet. Hedonizm był dobrym, sprawdzającym się podejściem. Co
takiego stało się w ostatnim czasie, że wylądował w hotelu z piękną kobietą,
nie po to, żeby ją zaliczyć, ale po to, by zapewnić jej dogodne warunki do
uspokojenia się? Zmienił się do tego stopnia, że czasem sam był swoim
zachowaniem zdziwiony. Odrzucając myśli na bok złapał nagą Sakurę
w tali, podniósł i wsadził do ciepłej wody, po czym sam usiadł na pełniącej
rolę stołka klepie. Wyłuskał z kieszeni jeansów papierosy i wyjąwszy jednego z
pogniecionej paczki, złapał go w wargi, szukając zapalniczki.
– Mogę?
Sakura
wyciągała w jego kierunku mokrą dłoń, jednak wzrok uparcie wbijała w swoje
kolana wystające poza taflę wody. Rozpalił papierosa i oddał dziewczynie, sobie
podpalając następnego. Przez chwilę pomieszczenie wypełniły odgłosy
wypuszczanego przez nich dymu, po czym doszło do tego również ciche chlipanie.
– Przepraszam,
Sasuke. – wyszeptała, wciąż na niego nie patrząc.
Mężczyzna
strzepnął popiół do umywalki, przesiadł się na rant wanny i uważnie przyjrzał
jej twarzy. Była zapuchnięta od łez i bardzo blada, ale nie tak pusta, jak
jeszcze chwilę temu. Ogarnęło go poczucie ulgi.
– Nie przepraszaj.
Nie musisz.
– Dołączysz do
mnie? – skinęła głową na drugą stronę wanny.
– Jeżeli chcesz.
– Chcę.
Nie
zadając więcej pytań, oddał dziewczynie swojego papierosa, po czym zrzucił
ubrania i również wszedł do wanny. Poziom wody podniósł się niebezpiecznie i
jej wąska stróżka, z pluskiem wylała się na podłogę. Sakura oddała mu papierosa
i dopiero wtedy podniosła wzrok, powoli wypuszczając z uchylonych ust, chmurę
dymu.
– Rozpadam się.
W
pięknych zielonych tęczówkach jej wielkich oczu odbijał bezkresny smutek, a
czarne smugi tuszu pod powiekami, tylko to uwydatniały. Jeszcze bardziej
podkuliła kolana i oparła na nich brodę. Zdawała mu się teraz bardziej krucha
niż wiekowa, porcelanowa zastawa, którą matka trzymała w szklanej gablocie na
honorowym miejscu.
– Przetrwałaś
gorsze rzeczy.
– Ale miałam
nadzieję.
– „Większość
rzeczy na tym świecie stworzona została przez ludzi, którzy wytrwali, kiedy
zdawało się, że nie ma już nadziei”.
– To zbyt mądre
słowa by były twoje.
Roześmiał
się cicho na tę uwagę i wyrzucił kiepa do odpływu umywalki. Żar cicho syknął,
od kontaktu z wodą i przestał się tlić.
– Gdzieś je kiedyś
usłyszałem, pasują do sytuacji. – odparł.
Sakura
znów wydawała się stracić zainteresowanie nim i rzeczywistością więc przysunął
się do niej, sięgając jednocześnie po malutką butelkę z szamponem.
– Masz błoto we
włosach. – wytłumaczył spokojnie, kiedy wylał jej na głowę prawie całą
zawartość opakowania.
Z
głębokim westchnieniem, po prostu oparła mu głowę na ramieniu, kiedy wcierał
szampon w sięgające połowy pleców różowe pasma. Słuchał jej rwącego się
oddechu, czuł ciepło rozgrzanego od wody ciała i próbował odnaleźć w pamięci
moment, w którym stała się dla niego tak ważna. Nie umiał jednak precyzyjnie
określić chwili, zmieniającej ją z potencjalnej kochanki w przyjaciółkę. Cały
czas szarpali się miedzy sobą, darli na siebie, a nawet wzajemnie obrażali.
Byli idealnym przykładem dwójki ludzi, którzy nie powinni się do siebie zbliżać
na odległość metra, anty pary w najznakomitszym wydaniu. A jednak zachowywał
się wobec niej, jakby zabrakło mu nie jednej klepki a wszystkich na raz. Szukał
jej w środku nocy, ściągał z ulic i doprowadzał do porządku, kiedy załamana nie
była w stanie domyć się z błota pokrywającego ją niczym weterana po trzech
dniach walk.
Powoli odsunął ją od siebie, zaglądając w
twarz. Wydawała się spokojniejsza i bardziej opanowana.
– Rozwaliłam ci
usta. - wyjąkała podnosząc wzrok i zaraz go odwracając
– Nie szkodzi.
– I posiniaczyłam.
– To nic.
– Nie wiem co
teraz.
Zmoczył
dłonie i starł ślady łez z jej policzków. Kryzys widać powoli mijał skoro była
w stanie zamienić z nim kilka zdań.
– Teraz odpocznij.
Jutro wstaniesz, przeciągniesz się i spojrzysz na mnie tym swoim pełnym
wyższości wzrokiem. Wypijesz przesłodzoną, białą kawę, wypalisz zbyt dużo
papierosów i znów udowodnisz całemu światu, że w szaleństwie i determinacji
bijesz wszystkich o głowę. Zapomnisz o tym, że w siebie wątpiłaś i dasz mi
popalić tak bardzo, że znów będę chciał skręcić ci kark gołymi rękami.
Wyskoczył
z wanny, rozchlapując wodę, owinął się jednym z ręczników, kolejny podał
Sakurze i wyszedł z łazienki, zabierając ze sobą whisky. Musiał od niej uciec
chociaż na chwilę. Próba uwiedzenia kobiety, która właśnie przeżywa załamanie
nie byłoby ani romantyczne, ani w dobrym guście. Chwilę potem drzwi od łazienki
otworzyły się ponownie i Sakura, w obłoku pary pojawiła się w pokoju, niosąc na
sobie zapach pasty do zębów i różanego żelu, z którego zrobił pianę. Z jej
twarzy biło zdecydowanie i na powrót rosnące zacięcie. Owinięta jedynie w
ręcznik, podeszła tak blisko, że oparła się o niego ciałem i zadzierając głowę,
wyjęła mu szklankę z dłoni.
– Jeżeli okaże
się, że morderca, którego szukamy, zabił też moich rodziców, będę bezpośrednio
powiązana ze sprawą i odsuną mnie od śledztwa.
– Wiem.
– To mnie nie
powstrzyma…
– Jestem tego
świadomy. Na razie jednak nie mamy na to twardych dowodów, możemy się tylko
domyślać.
– Zbyt wiele
wspólnych czynników, żeby nie spodziewać się seryjnego. Ty też to widzisz.
Sasuke wyciągnął
dłonie i położył je na ramionach kobiety, ta spojrzała na niego spod rzęs, nie
unikając już kontaktu wzrokowego.
– Sakura, jeżeli
jutro potwierdzą się twoje przypuszczenia, nie pobiegnę z wywieszonym językiem,
by złożyć raport. Nie zrobię tego, dopóki nie będzie twardej przesłanki, która
mnie zmusi. Pomogę ci, jak będę mógł, a jeżeli nie będziesz mogła zrobić tego
sama, to pociągnę za spust, tyle razy ile będzie trzeba, żeby wyrównać twoje
rachunki.
Przez
chwilę wydawało mu się, że w jej oczach znów pojawiły się łzy. Sakura jednak,
zamiast się rozpłakać, zarzuciła mu ręce na szyję i stając na palcach, sięgnęła
ustami jego ust.
Nie
trzeba było wiele, pocałunek choć z pozoru delikatny, szybko przerodził się w
pełny namiętności. Chwycił Sakurę, za tyłek i podniósł do góry, ułatwiając
ustom dostęp do jej szyi i dekoltu. Ręcznik otulający ciało dziewczyny spadł na
podłogę u ich stóp, nie stanowiąc już bariery pomiędzy ich torsami. Żar
zawładną jego ciałem, palił od środka, wypełnił żyły. Nie przerywając
pocałunków składanych na jej ciele, podszedł do łóżka, po czym, trzymając
Sakurę w mocnym uścisku, rzucił się na twardy materac. Przerzucił ją na siebie,
czując pod palcami mocne mięśnie jej pleców i twardość jędrnych pośladków.
Dziewczyna bez większych problemów poradziła sobie z ręcznikiem, który jakimś
cudem wciąż trzymał mu się na biodrach i uśmiechnęła szaleńczo. Teraz czuł jej
bliskość całym swoim ciałem, co nakręciło go jeszcze bardziej i kiedy pochyliła
się, by go pocałować, usiadł i trzymając ją w talii, wsadził na siebie jednym agresywnym
ruchem.
Potem,
leżąc w skotłowanej pościeli, bawił się jej długimi włosami, patrząc, jak
spokojnie oddycha. Spała, mocnym snem, którym zasypiało każde dziecko zmęczone
nerwami i płaczem. Znał ten rodzaj snu, choć bardzo dawno go nie doświadczył.
Starając się jej nie obudzić, wstał
z łóżka i boso podszedł do parapetu gdzie leżała paczka papierosów i
zapalniczka. Otworzył okno, podpalając papierosa, a zimne powietrze trzasnęło
go w rozgrzaną skórę twarzy i ramion.
– Nie śpisz?
Odwrócił
się i pokręcił głową w odpowiedzi. Sakura patrzyła na niego spod sennych
powiek, nieruchoma niczym przepiękna rzeźba. Widać było, że walczy sama ze sobą
o zachowanie świadomości i nieodpłynięcie do krainy snów.
– Nie, ale ty
zaśnij.
Skinęła
lekko w odpowiedzi i po chwili, lekkie chrapanie wypełniło pomieszczenie.
Sasuke nie odrywając od niej wzroku, zapalił kolejnego i oparł głowę o zimną
szybę. Niepewność ściskała mu wnętrzności, kiedy zastanawiał się, co tak
właściwie teraz zrobić. Miał wrażenie, że powinien ubrać się, wyjść i nigdy
więcej nie zbliżać do Sakury Haruno. Bał się tego, co ze sobą niosła.
Sasuke
od samego początku podejrzewał, że ta kobieta zwali na nich potężną lawinę
małych katastrof. Już na posterunku widząc błysk szaleństwa w jej oczach,
pomyślał o niej jak o wariatce, ściągającej wszystkim w koło problemy na głowę.
Nie mylił się. Z trudem opanował
kolejny impuls, by uciec od niej jak najdalej. Lęk, z którym dopiero się
poznawał, znów dał o sobie znać, nie pozostawiając mu żadnych złudzeń, to co
czuł, nie było już tylko chemią i pociągiem fizycznym. Kochał kobietę, która
była bardziej nieobliczalna niż tsunami.
Cześć!
Dzień dobry!
Kochane,
nawet nie wiecie ile razy sprawdzałam ten rozdział w poszukiwaniu
nieskładności, powtórzeń i błędów. Mam wrażenie, że znam już ten rozdział na
pamięć i zwyczajnie nie zauważyłabym błędu, nawet gdyby świecił się jak neon i
do mnie machał.
Niestety,
praca nie pomaga w łapaniu natchnienia i poświęcaniu czasu na pisanie, a ja
ostatnio prawie w swojej pracy mieszkam, dlatego rozdziały ukazują się tak
powoli.
Bardzo
się cieszę, z waszych komentarzy i z tego, że pojawiają się tutaj też nowe
osoby. :D
Mam
nadzieję, że ten rozdział będzie się wam podobał. :D
PS.
Kochana Temiro! Bardzo przepraszam, za usunięcie rozdziału !
Całusy!
Kocham... ❤️
OdpowiedzUsuńCóż, wybaczam! :> :> :>
OdpowiedzUsuńPo takim świetnym rozdziale wybaczyłabym wszystko.
Wy chyba wiecie, że ja mam słabość do ekhum.. "lemonów" XD
Ale się kurde okazało!
Generalnie troche duzy zbieg okoliczności z tym schowkiem! Zastanawiam się, czy tamta mała dziewczynka nie jest jakoś powiązana z Sakurą. Tylko niezbyt wiem, jakim cudem.
Hm
Zastanawiające..
Fajnie, że Sasuke ją wspiera. Sytuacja jest mega trudna.
A rodzice Uchihów są dziwni, kurde xdd
Pozdrawiam!!
Temira ♥
No dobra, takiego obrotu spraw się nie spodziewałam. :o Ale dobrze widzieć, że Sasuke jest tym dobrym i wspiera Sakurę. Po takiej lawinie informacji, jaka na nią spadła to ja się nie dziwię jej histerii.
OdpowiedzUsuńAle teraz to mnie zastanawia, kto chce ją dopaść. I za co. Znaczy, domyślam się, że to wina jej ojca, ale skoro jego śmierć nie wystarczyła...
A państwo Uchiha nie wywarli namnie pozytwnego wrażenia, znaczy pani Mikoto, bo Fugaku zachował głos rozsądku. ;)
Czekam na kolejny rozdział.
P.S U mnie też pojawiła się nowość. Zapraszam!
Uwielbiam jak przedstawiłaś Mikoto! Naprawdę uwielbiam, bo tak łatwo ją znienawidzić. Dobrze, ze dałaś taką postać, bo nie wszyscy ludzie są w porządku, tak już niestety jest. Cholera, miałam ochotę rozbić jej ten imbryczek na głowie. Wielka damulka, która przez tyle lat udawała (no bo, z tego co czytamy, to była dla Sakury jak matka, czyli łączyło je coś głębszego), ale dla swoich synków to by jej nie chciała. Gorszy sort? Cholera jedna z niej.
OdpowiedzUsuńPodoba mi się strasznie, że Sasuke jest tak bardzo po stronie Sakury! Naprawdę polubiłam go w Twoim opowiadaniu.
Buziaczki~
Jestem, kochana! <3 Przepraszam za zwłokę, again ^^'
OdpowiedzUsuńZdziwiłam się, jak przedstawiłaś Mikoto, ale doszłam do wniosku, że to coś nowego i fajnie poczytać o niej w trochę innym świetle niż taka bezpłciowa mamusia, bez swojego zdania :D
Co do Twojego pisania, z rozdziału na rozdział widać progres, jest zajebiście :D
Daje okejkę dla Sasuke i czekam na dalsze rozdziały! :D
Buziaki <3