poniedziałek, 1 kwietnia 2019

9. Utracona nadzieja


          Kolejna noc przyniosła ocieplenie i chociaż temperatura wcale nie podskoczyła na tyle, by zrobiło się ciepło, to wystarczająco by śnieg zaczął topnieć. Przyglądając się zza okna samochodu, powolnemu procesowi zamiany białego puchu, w kleistą szarą breję, Sakura czuła, że to samo dzieje się z jej nastrojem.
            Wyjechali z Konohy tak szybko, jak tylko dali radę, zbierając się w strasznym pośpiechu. Najpierw długo ze sobą rozmawiali i starali się ustalić co teraz zrobić, potem na kolejne godziny zamilkli oboje. Wszystko, co było do powiedzenia, zostało powiedziane. 
 W którymś momencie znużona sytuacją i kilkunastogodzinną drogą Sakura usnęła i dopiero delikatne szturchanie w ramię, wyrwało ją ze snu, w którym powtarzał się jeden, dobrze jej znany koszmar.
– Jesteśmy na miejscu. – usłyszała, zanim jeszcze zdążyła otworzyć zaspane oczy.
            Dom, pod którym zaparkowali, był Sakurze bardzo dobrze znany, kojarzył jej się z bezpieczeństwem i dobrymi chwilami, które niestety nie trwały nigdy długo. Ogromna willa zachwycała oczy białym blaskiem, spowodowanym promieniami słońca, dach dla odmiany, lśnił się głęboką czerwienią. Nim dziewczyna zdążyła cokolwiek odpowiedzieć, drzwi domostwa otworzyły się na oścież i na ganek wypadł jak strzała dog niemiecki, pędząc do Sasuke, który właśnie wysiadł z auta. Chwilę później w drzwiach pojawiła się szczupła kobieca sylwetka. 
            Mikoto Uchiha, otulona długim swetrem, podeszła do balustrady i z szerokim uśmiechem pomachała swojemu synowi, który nie odwzajemnił jednak powitania.
 Sakura wyskoczyła z auta, starając się nie wyglądać na tak spiętą, jak była w rzeczywistości. Jej zdaniem, Sasuke był wystarczającą nachmurzony za oboje. 
            Kilka minut później kiedy przywitali się z państwem Uchiha i Itachim, Mikoto postawiła na niskim stoliku parujący imbryk zielonej herbaty i porcelanowe czarki. Obcasy jej butów, rytmicznie zastukały o podłogę, kiedy podeszła do barku po łyżeczki do ciasta. Jak zwykle prezentowała się nienagannie, jej włosy lśniły, makijaż był perfekcyjny, a garderoba, pomimo że domowa, dobrana ze smakiem. W głębi duszy Sakura wiedziała, że o tak niewymuszonej elegancji, mogła sobie tylko pomarzyć.
- Gdybyście dal znac o przyjeździe, zaplanowałabym jakiś bardziej odpowiedni poczęstunek.- zganiła syna, nie dostrzegając jak ten, zaciska usta w wąską kreskę słysząc jej karcący ton. 
– Byliśmy dość zajęci. Nie było czasu na telefony zapowiedzi z tygodniowym wyprzedzeniem. 
– Dziecko, co zajęło cię tak mocno, że nie miałeś czasu zadzwonić do własnej matki? 
– Próbowali wysadzić mnie w powietrze. – wypalił Sasuke.
            Jego bezpośredniość, wywarła zamierzony skutek. Srebrne łyżeczki, jeszcze chwilę temu trzymane przez jego matkę, z brzękiem spadły na podłogę srebrnym deszczem. Fugoku zamarł w połowie drogi fajki do ust. Ze ściągniętą twarzą, Sakura najpierw spiorunowała mężczyznę wzrokiem, a potem kiedy nie odniosło to skutku, z całej siły wbiła mu piętę w palce stopy. Sasuke łypnął na nią z wyrzutem, lecz załagodził odrobinę swoje ostre spojrzenie skierowane na rodzicielkę.
– Czy mógłbyś powiedzieć coś więcej na ten temat, Sasuke? - głos Fugaku był tak samo gładki i opanowany jak zawsze.
            W odróżnieniu od swojego męża, Pani Uchiha nie potrafiła zachować spokoju. Kobieta założyła ręce na piersi i ze zmarszczonym czołem, samą swoją postawą próbowała skłonić syna do wyjaśnień i przywołać go do porządku. Ponieważ Sasuke wciąż zawzięcie milczał, Itachi postanowił sam wprowadzić matkę w niektóre aspekty dotyczące wybuchu auta. Brunetka przez chwilę milczała, przeskakując wzrokiem z Sakury na syna, po czym wypuściła z sykiem powietrze.
– Raczysz mi wytłumaczyć Sakuro, co tak właściwie robiłaś w mieszkaniu mojego syna? Dlaczego jego auto stało u ciebie pod blokiem?
            Kobieta, którą Sakura znała pół swojego życia, nigdy nie wydawała jej się bardziej obca i wroga. Przez chwilę dziewczyna siedziała prosta jak struna, mierząc się z matką Sasuke spojrzeniem, po czym odchyliła się lekko i parsknęła nerwowym śmiechem.
– On prawie zginął, a to jest pytanie, które chcesz zadać? – twarz starszej z kobiet pobladła z gniewu.
– Dałam ci dach nad głową, gdy tego potrzebowałaś, a ty śmiesz mi pyskować w moim własnym domu?!
            Raptownym ruchem Sakura wstała z krzesła, prawie je przewracając, dłonie zaciśnięte w pięści wciąż jeszcze trzymała za plecami, próbując się choć trochę opanować. Miała do Mikoto największy szacunek, jednak teraz jej zachowanie było dla Sakury nieakceptowalne. Nie miała co prawda dzieci, ale nie wydawało jej się, żeby normalna matka wiedząc o niebezpieczeństwie zagrażającemu jej synowi, była bardziej zainteresowana tym kto u niego śpi.
– Mogę stąd wyjść. To jedyny sposób na to, żebym w tej sytuacji nie pyskowała. - syknęła przez zaciśnięte zęby starając się nie podnosić głosu.
  Zanim Mikoto zdążyła się odezwać, Itachi zerwał się ze swojego miejsca, przerywając im.
 – Mamo! Co w ciebie nagle wstąpiło?! Tak traktujesz Sakurę, którą praktycznie wychowywałaś? Jak obcą osobę?
– Nie dziwi mnie to jakoś specjalnie. – rozbrzmiał opanowany, kpiący głos. – Ja jestem jej synem, a jednak jestem na tyle obcy, żeby mi przez tyle lat nie powiedzieć, że ktoś taki jak Sakura w ogóle istniał.
            Twarz Mikoto zmieniła się nagle, jej spięte mięśnie rozluźniły się z czułością, a spojrzenie zaczęło przybierać ciepłą barwę. Widać było, którego z synów kobieta faworyzuje i o którego bardziej dba.
– Nie chciałam, żebyś kiedykolwiek na nią wpadł! To piękna dziewczyna, ale wlecze się za nią coś, przed czym nie umiem cię uchronić synku! Wiedziałam, że jak ją spotkasz, będziesz jej pożądał i miałam rację! Widzę, jak na nią patrzysz!
            Sasuke wstał i podszedł do barku, żeby sięgnąć po karafkę z whisky. Matka odprowadziła go czujnym wzrokiem i wykrzywiła w dezaprobacie usta, widząc, co robi.
– Dziecko, o tej godzinie nie sięga się po mocne trunki! – jej uwaga została puszczona mimo uszu. Sasuke oparł się o barek i z dziwnym uśmiechem, ostentacyjnie wychylił pół szklanki na raz.
– Może zechcesz w takim razie powiedzieć, czemu Itachi wiedział, że ona tu jest?
– Itachi jest poważny i rozsądny. Nigdy by się nie obejrzał za kobietą tak niskiego pochodzenia, bez…
            Chrapliwy śmiech syna przerwał jej w pół zdania, a Sakura odetchnęła z ulgą. Nie chciała wiedzieć co Mikoto miała na myśli. Usłyszała już wystarczająco. Kolejna osoba, która była dla niej oparciem, okazała się fałszywa w okazywaniu uczuć. Zawsze spotykała się z ciepłem i uśmiechem ze strony tej kobiety, więc to, co mówiła teraz, sprawiało, że na nowo zaczynała czuć się jak zagubiona nastolatka.
– Itachi? Itachi jest w niej zakochany, odkąd przyprowadziłaś ją do tego domu! Więc może przestaniesz, droga mamo, szukać pretekstów tylko powrócimy do pierwotnego tematu! Ktoś chciał zabić Sakurę, a teraz chce zabić również mnie! Ktoś, kogo ty ukryłaś tak dobrze, że nawet szpieg ma problemy z dokopaniem się do prawdy! A jeżeli taka jesteś ciekawa tego, co robiła u mnie w nocy, to myślę, że umiesz sama odpowiedzieć sobie na to pytanie!
– Wszyscy oszaleliście na punkcie tej dziewczyny! – wrzasnęła Mikoto. – Gdyby nie obietnica dana jej ojcu to…
– Zamilcz!
            Ku zdziwieniu wszystkich, wiecznie milczący Fugoku, postanowił wreszcie się odezwać. Mikoto faktycznie zamilkła i chociaż patrzyła na męża, jakby chciała go zabić, nie próbowała się z nim wykłócać.
– Sasuke, nalej również mi. Sakuro, usiądź, proszę. Dopóki ja jestem panem tego domu, nie będziesz go musiała opuszczać tylko dlatego, że wyrażasz własne zdanie.
            Mężczyzna przyjął od syna, szklankę z bursztynowym trunkiem, upił odrobinę, po czym odetchnął głęboko.
– Szukacie odpowiedzi i dostaniecie je. Należą się wam.
            Siedząca w milczeniu Sakura tępo wpatrywała się w ojca Sasuke, próbując przełamać ucisk w dołku i nagłe zaciśnięcie gardła.
– Obietnica dana mojemu ojcu? – jej głos zatrzeszczał nieprzyjemnie — Przecież podobno nie znaliście nikogo z mojej rodziny! 
            Na jej oczach Mikoto cofnęła się gwałtownie i dłonią zasłoniła usta. Fugoku obrzucił żonę pobieżnym spojrzeniem, które szybko odwrócił. Odchrząknął kilka razy, wychylił szklankę do dna, po czym wstał i podszedł do Haruno. Położył jedną rękę na jej ramieniu, swoim zachowaniem, wywołując w dziewczynie bardzo złe przeczucia.
– Ja i twój ojciec poznaliśmy się na studiach i prowadziliśmy razem drobne interesy, zanim…
– Zanim zaczął mnie zdradzać z twoją matką!
            Do Sakury wszystkie dochodziło z opóźnieniem. Patrzyła na mężczyznę przed sobą, nawet nie mrugając, w głębi duszy mając nadzieję, że postanowił sobie okrutnie z niej zażartować. Bracia uparcie milczeli, nie przerywając przeraźliwej ciszy, która zapadła, a jej koszmarnie pulsowały skronie.
– Co to ma wspólnego z tym…wszystkim? – wydukała, starając się powoli artykułować każde słowo.
            Sytuacja zaczynała bardziej przypominać scenę ze słabej sztuki niż realne życie, które zaczynało walić się dziewczynie na głowę.
– Nie mieliśmy ze sobą kontaktu przez wiele lat. Twoi rodzice zdecydowali się na dziecko, żeby jakoś ratować swój związek, a Mikoto już wtedy była w drugiej ciąży. Rozeszliśmy się, każde w swoją stronę. Dopiero kiedy mieliście po kilka lat, Kizashi pojawił się nagle u nas w domu, z tobą na rękach. Interesy które powadził nie były legalne, powinęła mu się noga i wpadł w koszmarne problemy. Prosił, żebyśmy wzięli cię na kilka nocy, ale odmówiliśmy mu wtedy...- urwał i spuścił wzrok.
            Serce w piersi Sakury tłukło się dziko, prawie rozsadzając jej klatkę piersiową. Bała się. Bała się tego, co za chwilę usłyszy. Całe życie myślała, że prawda jest najlepsza dla człowieka. Teraz chciała być okłamana. Potrzebowała dobrego zakończenia, wiedziała jednak, że go nie będzie.
– Dwie noce później zostałam wezwana na miejsce zbrodni. – Z głosu Mikoto zniknęła hardość i złość. Kiedy Sakura na nią spojrzała, kobieta nie prezentowała się już tak nienagannie. Po jej policzkach ciekły wymieszane z tuszem łzy, a broda trzęsła się od płaczu. – Dopiero kiedy dojechałam na miejsce i zobaczyłam ciała, zorientowałam się, gdzie trafiłam. Twoi rodzice nie mieli meldunku, nic co mogłoby ich łączyć z tym miejscem. Dom zdawał się opustoszały od co najmniej kilku dni, założyliśmy więc w pierwszej chwili, że albo zostałaś porwana, albo oddana do dalszej rodziny, której nie możemy namierzyć. Prawda była zupełnie inna. Dopiero po jakimś czasie ktoś z nas wpadł na pomysł, żeby sprawdzić ten cholerny schowek, w którym cały czas siedziałaś!
            Sakura zamrugała bardzo powoli. Nie mogła złapać tchu, w uszach nieznośny pisk doprowadzał ją prawie na skraj szaleństwa. Sasuke, dziwnie blady, podszedł do niej powoli.
– Sakura odezwij się, proszę.
            Podniosła na niego wzrok nieświadoma czasu, który spędziła, nie poruszając nawet palcem. Mikoto stojąc za plecami syna, wciąż płakała bezgłośnie.
– Przepraszam…– wyszeptała.– Tak bardzo mi przykro. Okazało się, że straciłaś pamięć! Tak było dla ciebie lepiej…
            Dziewczyna nagle oprzytomniała. Wyprostowała zgarbione plecy i niespokojnie rozejrzała się po pomieszczeniu. W zwolnionym tempie docierało do niej, co tak naprawdę zostało właśnie powiedziane. Te sny nie były dowodem na to, że wariuje! Ona po prostu przypominała sobie bardzo stare wydarzenia! To dlatego schowek tamtym domu tak ją przyciągnął! Dlatego tak zdrętwiała na widok tej dziewczynki!
– O boże…– wyszeptała i gwałtownie cofnęła się w głąb pokoju, bezwiednie przewracając krzesło.
            Czuła się jak najbardziej okłamany człowiek świata. Tyle razy pytała Miktoto i Fugaku czy wiedzą coś o jej rodzicach! Przez pierwsze lata pracy w policji nawet ich szukała! Wyobrażała sobie, że została porwana i porzucona, a rodzice nadal jej szukają. Rzeczywistość była zupełnie inna. Jej rodzice gnili gdzieś w zapomnianym grobie, bo nawet ich jedyna córka nie znała miejsca pochówku.
            Tego było już dla niej zbyt wiele. Mocno odepchnęła Sasuke, który stał jej na drodze i wybiegła z mieszkania, po drodze zgarniając z wieszaka kurtkę. Nie chciała tam zostać nawet sekundy dłużej, potrzebowała natychmiast uciec od tych ludzi i od ich spojrzeń. To, co usłyszała, zachwiało całym jej światem, zburzyło wszystko, na co pracowała od tylu lat w ruinę. 
            Choć to niedorzeczne Sakura żyła z nadzieją w sercu, że kiedyś rodzice pojawią się w magiczny sposób i powiedzą, jak bardzo są z niej dumni. Była to myśl zupełnie fałszywa i abstrakcyjna, która dodawała jej sił i determinacji. Każde dziecko z bidula marzyło o spotkaniu rodziców, a ona nie była wyjątkiem. Mogłaby wtedy z uśmiechem powiedzieć jak bardzo silna była przez lata. Wyrzuciłaby z siebie ból tych wszystkich samotnych wieczorów, kiedy pełna beznadziei zagryzała wargi do krwi. Podzieliłaby się z rodzicami nawet uczuciami skrywanymi głęboko pod skórą, których bała się tak bardzo, jak niczego innego w swoim życiu. Wczoraj wieczorem wciąż mogła się tym wszystkim  mamić, dziś nawet ta ułuda została jej wyrwana z rąk.
– Sakura!
            Silny chwyt za ramię, prawie wybił jej bark, zatrzymując w miejscu. Ryknęła jak ranny kot i wykonując płynny zwrot, uderzyła.
            Sasuke zdążył na tyle się uchylić, by nie dostać prosto w nos, jednak nie na tyle, by uniknąć ciosu. Rękę Sakury przeszył piorun bólu, kiedy trafiła pięścią w bok czaszki mężczyzny, ale zamroczona praktycznie to zignorowała. Chciała go otłuc jak jabłko, chciała, żeby jego też bolało!
– Wszyscy jesteście kłamcami! Wszyscy!
            Waliła na oślep, nie zwracając uwagi na to, w co trafia. Łzy zalały jej oczy, kiedy emocje przejęły kontrolę. Próbowała rozpętać awanturę, doprowadzić do mordobicia, poczuć smak krwi w ustach. Chciała, żeby ból fizyczny przyćmił to, co teraz czuła. Z kolejnym pełnym rozpaczy wrzaskiem opadła na zimną, pełną błota drogę, nie zważając na to, że zimna maź, przesiąka jej spodnie i oblepia kurtkę.
– Sakura…– mężczyzna kucną obok niej. Odpowiedział mu tylko szloch, stłumiony przez rękaw kurtki, którym dziewczyna zakryła sobie twarz. Delikatnie położył dłoń na jej włosach, dodając tym samym otuchy. – Wstań i bij mnie dalej, tylko nie płacz. Proszę.
            Kiedy podniosła wreszcie twarz, jej oczy były zapuchnięte, a usta wciąż drżały. Nie dbając już o nic, rzuciła się Sasuke na szyję, szukając oparcia i bezpieczeństwa. Złapał ją mocno w ramiona, narzucając na jej drżące ramiona poły skórzanego płaszcza.
– Sasuke. Zabierz mnie stąd…– wyszeptała cicho, łamiącym się głosem.
– Gdzie tylko zechcesz.



            Wszedł do pokoju, delikatnie popychając Sakurę, by przekroczyła próg. Czuł silny niepokój, takie zachowanie zachowanie było jak na nią przerażająco apatyczne. Zamknął drzwi i zwrócił się znów do niej, ale nawet nie drgnęła. Stała pośrodku pokoju, ze spuszczoną głową i nieobecnym spojrzeniem. Zdawała się nie zwracać uwagi nawet na dreszcze, które co chwilę telepały jej ciałem.
– Musisz się rozgrzać. – mruknął, nie uzyskując z jej strony żadnej reakcji. 
            Wcześniej dałby się pokroić, oby tylko nie płakała, teraz dochodził do wniosku, że płacz był przynajmniej oznaką jakichkolwiek emocji, z których od dłuższej chwili wydawała się zupełnie wyprana.
 Nie zastanawiając się dłużej, ujął jej dłoń i pociągnął za sobą do łazienki, gdzie zaczął napuszczać do wanny gorącej wody. Bardzo powoli zdjął z ramion Sakury kurtkę, a potem ściągnął z niej kompletnie przemoczone spodnie razem z butami i skarpetkami. Kompletny brak reakcji z jej strony coraz bardziej go przerażał. Zakręcił wodę, pomógł jej usiąść na zamkniętej desce klozetowej i wyszedł, żeby zrobić sobie drinka. Kiedy wrócił, dziewczyna siedziała w takiej samej pozycji, w jakiej ją zostawił. Odstawił szklankę, na jedną z licznych pólek i nachylił się, ich twarze były na tej samej wysokości.
– Rozbiorę cię z bielizny, dobrze? Musisz się wykąpać, jesteś zmarznięta i cała w błocie.
 Powoli podwinął w górę dół jej bluzki, a dziewczyna posłusznie podniosła ręce do góry, ułatwiając mu zadanie.
            Sasuke nigdy nie czuł się tak skrępowany, zdejmując z kobiety stanik i majtki, ale też wcześniej nie czuł takiej potrzeby zapewnienia komuś bezpieczeństwa. Stronił od problematycznych dziewczyn, nie przepadał za komplikowaniem sobie życia. Jego egzystencja , nie licząc stresu związanego z pracą, z założenia miała być, lekka, przyjemna i pełna wszelakich podniet. Hedonizm był dobrym, sprawdzającym się podejściem. Co takiego stało się w ostatnim czasie, że wylądował w hotelu z piękną kobietą, nie po to, żeby ją zaliczyć, ale po to, by zapewnić jej dogodne warunki do uspokojenia się? Zmienił się do tego stopnia, że czasem sam był swoim zachowaniem zdziwiony.    Odrzucając myśli na bok złapał nagą Sakurę w tali, podniósł i wsadził do ciepłej wody, po czym sam usiadł na pełniącej rolę stołka klepie. Wyłuskał z kieszeni jeansów papierosy i wyjąwszy jednego z pogniecionej paczki, złapał go w wargi, szukając zapalniczki.
– Mogę?
            Sakura wyciągała w jego kierunku mokrą dłoń, jednak wzrok uparcie wbijała w swoje kolana wystające poza taflę wody. Rozpalił papierosa i oddał dziewczynie, sobie podpalając następnego. Przez chwilę pomieszczenie wypełniły odgłosy wypuszczanego przez nich dymu, po czym doszło do tego również ciche chlipanie.
– Przepraszam, Sasuke. – wyszeptała, wciąż na niego nie patrząc.
            Mężczyzna strzepnął popiół do umywalki, przesiadł się na rant wanny i uważnie przyjrzał jej twarzy. Była zapuchnięta od łez i bardzo blada, ale nie tak pusta, jak jeszcze chwilę temu. Ogarnęło go poczucie ulgi.
– Nie przepraszaj. Nie musisz.
– Dołączysz do mnie? – skinęła głową na drugą stronę wanny.
– Jeżeli chcesz.
– Chcę.
            Nie zadając więcej pytań, oddał dziewczynie swojego papierosa, po czym zrzucił ubrania i również wszedł do wanny. Poziom wody podniósł się niebezpiecznie i jej wąska stróżka, z pluskiem wylała się na podłogę. Sakura oddała mu papierosa i dopiero wtedy podniosła wzrok, powoli wypuszczając z uchylonych ust, chmurę dymu.
– Rozpadam się.
            W pięknych zielonych tęczówkach jej wielkich oczu odbijał bezkresny smutek, a czarne smugi tuszu pod powiekami, tylko to uwydatniały. Jeszcze bardziej podkuliła kolana i oparła na nich brodę. Zdawała mu się teraz bardziej krucha niż wiekowa, porcelanowa zastawa, którą matka trzymała w szklanej gablocie na honorowym miejscu.
– Przetrwałaś gorsze rzeczy.
– Ale miałam nadzieję.
– „Większość rzeczy na tym świecie stworzona została przez ludzi, którzy wytrwali, kiedy zdawało się, że nie ma już nadziei”.
– To zbyt mądre słowa by były twoje.
            Roześmiał się cicho na tę uwagę i wyrzucił kiepa do odpływu umywalki. Żar cicho syknął, od kontaktu z wodą i przestał się tlić.
– Gdzieś je kiedyś usłyszałem, pasują do sytuacji. – odparł.
            Sakura znów wydawała się stracić zainteresowanie nim i rzeczywistością więc przysunął się do niej, sięgając jednocześnie po malutką butelkę z szamponem.
– Masz błoto we włosach. – wytłumaczył spokojnie, kiedy wylał jej na głowę prawie całą zawartość opakowania.
            Z głębokim westchnieniem, po prostu oparła mu głowę na ramieniu, kiedy wcierał szampon w sięgające połowy pleców różowe pasma. Słuchał jej rwącego się oddechu, czuł ciepło rozgrzanego od wody ciała i próbował odnaleźć w pamięci moment, w którym stała się dla niego tak ważna. Nie umiał jednak precyzyjnie określić chwili, zmieniającej ją z potencjalnej kochanki w przyjaciółkę. Cały czas szarpali się miedzy sobą, darli na siebie, a nawet wzajemnie obrażali. Byli idealnym przykładem dwójki ludzi, którzy nie powinni się do siebie zbliżać na odległość metra, anty pary w najznakomitszym wydaniu. A jednak zachowywał się wobec niej, jakby zabrakło mu nie jednej klepki a wszystkich na raz. Szukał jej w środku nocy, ściągał z ulic i doprowadzał do porządku, kiedy załamana nie była w stanie domyć się z błota pokrywającego ją niczym weterana po trzech dniach walk.
 Powoli odsunął ją od siebie, zaglądając w twarz. Wydawała się spokojniejsza i bardziej opanowana.
– Rozwaliłam ci usta. - wyjąkała podnosząc wzrok i zaraz go odwracając
– Nie szkodzi.
– I posiniaczyłam.
– To nic.
– Nie wiem co teraz.
            Zmoczył dłonie i starł ślady łez z jej policzków. Kryzys widać powoli mijał skoro była w stanie zamienić z nim kilka zdań.
– Teraz odpocznij. Jutro wstaniesz, przeciągniesz się i spojrzysz na mnie tym swoim pełnym wyższości wzrokiem. Wypijesz przesłodzoną, białą kawę, wypalisz zbyt dużo papierosów i znów udowodnisz całemu światu, że w szaleństwie i determinacji bijesz wszystkich o głowę. Zapomnisz o tym, że w siebie wątpiłaś i dasz mi popalić tak bardzo, że znów będę chciał skręcić ci kark gołymi rękami.
            Wyskoczył z wanny, rozchlapując wodę, owinął się jednym z ręczników, kolejny podał Sakurze i wyszedł z łazienki, zabierając ze sobą whisky. Musiał od niej uciec chociaż na chwilę. Próba uwiedzenia kobiety, która właśnie przeżywa załamanie nie byłoby ani romantyczne, ani w dobrym guście. Chwilę potem drzwi od łazienki otworzyły się ponownie i Sakura, w obłoku pary pojawiła się w pokoju, niosąc na sobie zapach pasty do zębów i różanego żelu, z którego zrobił pianę. Z jej twarzy biło zdecydowanie i na powrót rosnące zacięcie. Owinięta jedynie w ręcznik, podeszła tak blisko, że oparła się o niego ciałem i zadzierając głowę, wyjęła mu szklankę z dłoni.
– Jeżeli okaże się, że morderca, którego szukamy, zabił też moich rodziców, będę bezpośrednio powiązana ze sprawą i odsuną mnie od śledztwa.
– Wiem.
– To mnie nie powstrzyma…
– Jestem tego świadomy. Na razie jednak nie mamy na to twardych dowodów, możemy się tylko domyślać.
– Zbyt wiele wspólnych czynników, żeby nie spodziewać się seryjnego. Ty też to widzisz.
Sasuke wyciągnął dłonie i położył je na ramionach kobiety, ta spojrzała na niego spod rzęs, nie unikając już kontaktu wzrokowego.
– Sakura, jeżeli jutro potwierdzą się twoje przypuszczenia, nie pobiegnę z wywieszonym językiem, by złożyć raport. Nie zrobię tego, dopóki nie będzie twardej przesłanki, która mnie zmusi. Pomogę ci, jak będę mógł, a jeżeli nie będziesz mogła zrobić tego sama, to pociągnę za spust, tyle razy ile będzie trzeba, żeby wyrównać twoje rachunki.
            Przez chwilę wydawało mu się, że w jej oczach znów pojawiły się łzy. Sakura jednak, zamiast się rozpłakać, zarzuciła mu ręce na szyję i stając na palcach, sięgnęła ustami jego ust.
            Nie trzeba było wiele, pocałunek choć z pozoru delikatny, szybko przerodził się w pełny namiętności. Chwycił Sakurę, za tyłek i podniósł do góry, ułatwiając ustom dostęp do jej szyi i dekoltu. Ręcznik otulający ciało dziewczyny spadł na podłogę u ich stóp, nie stanowiąc już bariery pomiędzy ich torsami. Żar zawładną jego ciałem, palił od środka, wypełnił żyły. Nie przerywając pocałunków składanych na jej ciele, podszedł do łóżka, po czym, trzymając Sakurę w mocnym uścisku, rzucił się na twardy materac. Przerzucił ją na siebie, czując pod palcami mocne mięśnie jej pleców i twardość jędrnych pośladków.  Dziewczyna bez większych problemów poradziła sobie z ręcznikiem, który jakimś cudem wciąż trzymał mu się na biodrach i uśmiechnęła szaleńczo. Teraz czuł jej bliskość całym swoim ciałem, co nakręciło go jeszcze bardziej i kiedy pochyliła się, by go pocałować, usiadł i trzymając ją w talii, wsadził na siebie jednym agresywnym ruchem.
            Potem, leżąc w skotłowanej pościeli, bawił się jej długimi włosami, patrząc, jak spokojnie oddycha. Spała, mocnym snem, którym zasypiało każde dziecko zmęczone nerwami i płaczem. Znał ten rodzaj snu, choć bardzo dawno go nie doświadczył.
            Starając się jej nie obudzić, wstał z łóżka i boso podszedł do parapetu gdzie leżała paczka papierosów i zapalniczka. Otworzył okno, podpalając papierosa, a zimne powietrze trzasnęło go w rozgrzaną skórę twarzy i ramion.
– Nie śpisz?
            Odwrócił się i pokręcił głową w odpowiedzi. Sakura patrzyła na niego spod sennych powiek, nieruchoma niczym przepiękna rzeźba. Widać było, że walczy sama ze sobą o zachowanie świadomości i nieodpłynięcie do krainy snów.
– Nie, ale ty zaśnij.
            Skinęła lekko w odpowiedzi i po chwili, lekkie chrapanie wypełniło pomieszczenie. Sasuke nie odrywając od niej wzroku, zapalił kolejnego i oparł głowę o zimną szybę. Niepewność ściskała mu wnętrzności, kiedy zastanawiał się, co tak właściwie teraz zrobić. Miał wrażenie, że powinien ubrać się, wyjść i nigdy więcej nie zbliżać do Sakury Haruno. Bał się tego, co ze sobą niosła.
            Sasuke od samego początku podejrzewał, że ta kobieta zwali na nich potężną lawinę małych katastrof.  Już na posterunku widząc błysk szaleństwa w jej oczach, pomyślał o niej jak o wariatce, ściągającej wszystkim w koło problemy na głowę.    Nie mylił się. Z trudem opanował kolejny impuls, by uciec od niej jak najdalej. Lęk, z którym dopiero się poznawał, znów dał o sobie znać, nie pozostawiając mu żadnych złudzeń, to co czuł, nie było już tylko chemią i pociągiem fizycznym. Kochał kobietę, która była bardziej nieobliczalna niż tsunami.

L'immagine può contenere: disegno




Cześć! Dzień dobry!

            Kochane, nawet nie wiecie ile razy sprawdzałam ten rozdział w poszukiwaniu nieskładności, powtórzeń i błędów. Mam wrażenie, że znam już ten rozdział na pamięć i zwyczajnie nie zauważyłabym błędu, nawet gdyby świecił się jak neon i do mnie machał.
            Niestety, praca nie pomaga w łapaniu natchnienia i poświęcaniu czasu na pisanie, a ja ostatnio prawie w swojej pracy mieszkam, dlatego rozdziały ukazują się tak powoli.
            Bardzo się cieszę, z waszych komentarzy i z tego, że pojawiają się tutaj też nowe osoby. :D
            Mam nadzieję, że ten rozdział będzie się wam podobał. :D

PS. Kochana Temiro! Bardzo przepraszam, za usunięcie rozdziału !


Całusy!







5 komentarzy:

  1. Cóż, wybaczam! :> :> :>

    Po takim świetnym rozdziale wybaczyłabym wszystko.
    Wy chyba wiecie, że ja mam słabość do ekhum.. "lemonów" XD
    Ale się kurde okazało!
    Generalnie troche duzy zbieg okoliczności z tym schowkiem! Zastanawiam się, czy tamta mała dziewczynka nie jest jakoś powiązana z Sakurą. Tylko niezbyt wiem, jakim cudem.
    Hm
    Zastanawiające..

    Fajnie, że Sasuke ją wspiera. Sytuacja jest mega trudna.
    A rodzice Uchihów są dziwni, kurde xdd

    Pozdrawiam!!
    Temira ♥

    OdpowiedzUsuń
  2. No dobra, takiego obrotu spraw się nie spodziewałam. :o Ale dobrze widzieć, że Sasuke jest tym dobrym i wspiera Sakurę. Po takiej lawinie informacji, jaka na nią spadła to ja się nie dziwię jej histerii.
    Ale teraz to mnie zastanawia, kto chce ją dopaść. I za co. Znaczy, domyślam się, że to wina jej ojca, ale skoro jego śmierć nie wystarczyła...
    A państwo Uchiha nie wywarli namnie pozytwnego wrażenia, znaczy pani Mikoto, bo Fugaku zachował głos rozsądku. ;)
    Czekam na kolejny rozdział.
    P.S U mnie też pojawiła się nowość. Zapraszam!

    OdpowiedzUsuń
  3. Uwielbiam jak przedstawiłaś Mikoto! Naprawdę uwielbiam, bo tak łatwo ją znienawidzić. Dobrze, ze dałaś taką postać, bo nie wszyscy ludzie są w porządku, tak już niestety jest. Cholera, miałam ochotę rozbić jej ten imbryczek na głowie. Wielka damulka, która przez tyle lat udawała (no bo, z tego co czytamy, to była dla Sakury jak matka, czyli łączyło je coś głębszego), ale dla swoich synków to by jej nie chciała. Gorszy sort? Cholera jedna z niej.

    Podoba mi się strasznie, że Sasuke jest tak bardzo po stronie Sakury! Naprawdę polubiłam go w Twoim opowiadaniu.

    Buziaczki~

    OdpowiedzUsuń
  4. Jestem, kochana! <3 Przepraszam za zwłokę, again ^^'
    Zdziwiłam się, jak przedstawiłaś Mikoto, ale doszłam do wniosku, że to coś nowego i fajnie poczytać o niej w trochę innym świetle niż taka bezpłciowa mamusia, bez swojego zdania :D
    Co do Twojego pisania, z rozdziału na rozdział widać progres, jest zajebiście :D
    Daje okejkę dla Sasuke i czekam na dalsze rozdziały! :D
    Buziaki <3

    OdpowiedzUsuń